czwartek, 16 grudnia 2010

All I want for Christmas is Youuu :)

Mimo, że za oknem szaro i pada w Gent, to czuję zbliżające się powoli Święta. W tym roku chyba bardziej zanurzę się w tej słodkiej aurze niż zwykle, wiem, że będę bardziej z niej czerpać. Uczucie niedoczekania i uknuta niespodzianka nie pozwala mi tu już normalnie funkcjonować i jeszcze bardziej mnie nakręca. 
Zamiast uczyć się na dutcha to siedzę i myślę, jak to będzie jak wrócę, jak mnie Kamilo odbierze w Gliwicach, mama się na mnie rzuci ("Grzesiu!!! Agatka wróciła!!!"- ahahaha), jak będę sobie odśnieżać przed domem i słodko przeklinać pod nosem, jak się pokłócę z Olą o ubieranie choinki i jak się zdziwię, jak wejdę do siebie do pokoju, bo ponoć mi tam coś nazmieniali. Tęsknię już niesamowicie za całą moją rodziną, za dziadkami, ciotkami, dzieciakami. Mam nadzieję, że się nie poryczę, bo wyjdę na sierotę, a to przecież tylko 3 miesiące mnie nie było, bez przesady. Dziadki były mega wzruszone, jak ze mną przez Skype rozmawiali, dziadek obiecał nawet, że se kamerkę kupi, żebyśmy mogli w styczniu się już widzieć ;P Babcia takim wzruszonym głosem (ooooj ja to umiem poznać!) mówiła, że kartkę dostali, że im miło, że o nich tu pamiętam. Nie wyobrażam sobie nie wrócić do domu na Święta. To jest niesamowite, jak można cieszyć się z czyjejś obecności, jak tęsknota potrafi zmienić myślenie. To będą chyba jedyne takie Święa w moim życiu, że tak strasznie na nie czekam, żeby już wszystkich zobaczyć. Martwi mnie tylko to, że niespecjalnie mam tu stąd prezenty. Ania ma całą, ogromną walizę prezentów z różnych podróży do Paryża, Londynu, Brukseli, a ja? Ja niestety nic nie znalazłam specjalnego, poza cebulkami dla babci no i tam czekoladkami. Ale też chyba nie ma sensu na siłę kupować, bo moja rodzina to niespecjalnie taka pamiątkowa jest. Żadne tam magnesy czy kubki, to raczej nie ich styl :P Dla Oli mam fajny prezent no i oszukałam ją, że nie mam dla niej małej Eiffli, bo mam :P Specjalnie mi Ieva z Paryża dowoziła :P Chciałabym tylko, żeby cała ta jutrzejsza podróż przebiegła w miarę spokojnie, i żebyśmy za późno nie dojechali, bo nie chcę wszystkich w środku nocy budzić :P 

A póki co, na miejscu...EGZAMIN o 19!!! Kurna, jak mi się uczyć nie chce, no koszmar! Cały czas se myślę, że phi, jeszcze tyyyyle czasu mam, na pewno zdążę, będzie luz. Wieczorem mamy iść na ostatnią przedświąteczną imprezę, ale za to nie do marnego Portera, tylko Culture Clubu :D Nie będzie słodkiej Ewusi, więc się spokojnie pobawimy, ale trochę mam wątpliwości czy iść, bo jestem podziębiona. 
Już sobie myślę, że zaniedługo trzeba będzie się pożegnać z Gent na stałe :( Bardzo to miejsce polubiłam i jest mi tu dobrze, nie chcę wyjeżdżać! Tyle fajnych rzeczy się tu wydarzyło...no i za każdym razem jak jestem na starym mieście to widzę coś nowego. Dwa dni temu jak byłyśmy na likierku wieczorem, Karolina nam pokazała nową drogę powrotną nad kanałem. Jechałam tamtędy pierwszy raz i czułam się, jakbym w ogóle nie wiedziala kaj żech jest, jak w zupełnie innym mieście! A takie ładne miejsca tam były...no i jak stąd wyjeżdżać, jak tu jeszcze jest tyyyle rzeczy do zobaczenia! 

Wiem, że będę niesamowicie za tym semestrem tęsknić. Byłoby cudownie przeżyć jeszcze raz coś takiego. 

Aaale póki co, najbardziej cieszy mnie perspektywa powrotu na Góry! Będzie cudownie :D

A tym, jak co roku, wprowadzam się w mood:


poniedziałek, 6 grudnia 2010

Złodzieje Omega-3

Allle za mną fajny tydzień! Wizyta chochlików niosła ze sobą dużo pozytywnych wrażeń, łącznie z wywróceniem do góry nogami mojego pokoiku :D Ale największe wrażenie było zarazem największym zaskoczeniem, mimo, iż o dziwo, potoczyło się według mojego scenariusza, który sobie wymarzyłam. Że ja się nie kapłam, że to Kami pukał do drzwi, to normalnie kosmos. Ja ostatnio generalnie nierozgarnięta jestem.
Zdjęć narobiliśmy sporo, poimprezowaliśmy, pozwiedzaliśmy, poleczyłam kaca...Nie ma to jak zobaczyć dawno niewidzianych, dobrych znajomych!
A teraz, to ja już myślę tylko i wyłącznie o powrocie do domu. Aaale nie tak prędko, najpierw czeka mnie sporo nauki, jutro prezentacja z patofizjologii, projekt z science communication i egzamin z dutcha! Mam tylko 1,5 tygodnia na to wszystko, a chciałabym w międzyczasie, zanim się pożegnam z beztroskim Gent trochę jeszcze z niego skorzystać: pójśc na St. Pietersplein na lodowisko, na diabelski młyn, grzańca...Pójść do Charlatana, Culture Clubu...Potem jak wrócę to będzie już tylko ostra sesja i nauka, także bez przelewek :/ Wiem, że teraz to są ostatnie dni, jak mogę pokorzystać z uroków Gandawy i już mam wrażenie, że nie udało mi się dobrze wykorzystać tego czasu tutaj. Ale i tak powrót do domu jest dla mnie teraz najważniejszy. Jak ja zobaczę dzieci, to je chyba wszystkie pozjadam! Ania powie,  że mam jej nie całować, Przemek skrzywi się standardowo jak każdy dorosły chłopak w wieku 11 lat, a Misiu zwieje pewnie za nogi tatusia, bo nie będzie na początku pamiętał swojej kuzynki przybyłej ze chwilowej emigracji. Dziadki pewnie dumne, rodzice też (ale pierwszy opieprz dostanę mniej-więcej po 24h od przyjazdu od mamy). Młoda pewnie niewzruszona, ale u niej to normalne ostatnio, jako, że mam wrażenie, że moja siostra albo dorasta intensywnie, albo się cofa. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego gruboskórnego letargu zaniedługo.
Chciałabym sobie kupić coś ładnego na Wigilię, skoro już dostałam kaskę od mamy :> Płytę Brodki też dostałam na Mikołaja od rodziców, ale ja nie wiem, ona jakaś dziwna jest. Niektóre motywy spoko, ale mam wrażenie że ta cała Monisia to chce być po prostu jak najbardziej dziwna. Dzisiaj z Ewaldem  świętujemy Św. Mikołaja z Sangrią, oczywiście jak się pouczymy na jutro...Już i tak długo dzisiaj z Belgami siedziałam nad naszą mową. Żeby mnie tylko prof jutro o szczegóły nie zapytał, bo będzie masakra. Ja i patofizjologia? Nie, dziękuję :P