środa, 1 września 2010

2 tygodnie przed godziną W...

Fanfary!

Oficjalnie ogłaszam otwarcie tego bloga, a zarazem pierwszego, jaki w życiu prowadzę. Nie mając w tej kwestii doświadczenia, nie jestem pewna, czy w połowie, albo i wcześniej mój zapał gdzieś nie wygaśnie. Póki co jestem pełna dobrych chęci podyktowanych potrzebą stworzenia jakiejś pamiątki z wyjazdu- "przygody życia", żeby po powrocie wszystko to nie wydało mi się jakimś długim snem. Jest to również próba wspomożenia mojej wątłej pamięci, niechętnej na trwałe przechowywanie licznych wspomnień. Niewykluczone również, że ów blog stanie się dla kogoś, kto wybiera się na podobny wyjazd wskazówką (lub przestrogą) do dalszych działań i planowania.

Wyjeżdżam do Gandawy w Belgii, na Uniwersytet Gandawski (Universiteit Gent), na semestr zimowy 2010/2011. Studiuję biotechnologię na Politechnice Śląskiej, będzie to mój IX (czyli przedostatni :( ) semestr studiów. Jadę z dwoma kumpelami z grupy, w kupie siła :D

Póki co jestem w fazie intensywnych przygotowań do wyjazdu: załatwiam formalności z uczelnią, bankiem, ubezpieczeniem. Muszę skompletować wszystkie dokumenty, pokserować je...przygotować rzeczy do wyjazdu (szukanie, pranie, pakowanie...), iść do fryzjera, dentysty, zdjąć simlocka z komórki, kupić bilety na powrót na święta, odwiedzić lekarzy, przygotować się językowo. Kupiłam sobie rozmówki niderlandzkie z płytą audio...co jakiś czas czytam to sobie i słucham, próbuję powtarzać...coś tam zapamiętuję, ale do regularnej nauki nie umiem się zabrać. Co prawda w Gandawie mówi się językiem flamandzkim, jednak jest to odmiana niderlandzkiego i jest między nimi taka różnica, jak między angielskim a amerykańskim. Tak mnie poinformowała E., a jeśli okaże się to nieprawdą, to wyciągnę wobec niej odpowiednie konsekwencje :P

Moje odczucia przed wyjazdem: Ciekawość czegoś nowego, chęć sprawdzenia się w innych warunkach i przetestowania warunków i możliwości, jakie daje uczelnia za granicą (battle: Ghent vs Gliwice, fight!) strach czy dam sobie radę oraz żal, że na pół roku z własnej woli muszę się pożegnać z najbliższymi osobami i znajomymi. Do tego dochodzą obawy związane z moją niepewną sytuacją z badaniami do magisterki i niezaklepany promotor do projektu w Ghent- to są w zasadzie moje największe zmartwienia. Modlę się o to, żeby uprzejmość osób prowadzących zajęcia i biurokracja TAM nie stwarzały takich problemów, jak podejście niektórych osób na uczelni i załatwianie papierków TU.

Póki co, zostały mi niecałe dwa tygodnie życia w Polsce, zanim wyjadę na 3 pierwsze miesiące. Muszę je wykorzystać, żeby jak najlepiej się przygotować do wyjazdu i jak najbardziej nacieszyć się tym, za czym będzie mi tęsknić przez niemalże pół roku. Może brzmi zbyt melancholijnie, ale na razie nie umiem jeszcze określić, jak duże podejmuję ryzyko związane z tym wyjazdem, odnośnie każdej niemal dziedziny mojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz