piątek, 24 września 2010

Ponieważ po przyjeździe do Gent nie miałam internetu, wklejam wpis z czasu, gdy byłam poza za siecią:

15.09.2010 godz. 00:15

Wreszcie w Ghent! Po całym dniu najpierw pakowania (wyścig z czasem i objętością toreb) a potem dość długiej i męczącej podróży jestem ABSOLUTNIE padnięta. Szczegóły opiszę za innym razem, ale obecnie mam wszystko w nosie. Jest oczywiście radość z dotarcia do celu i ekscytacja nowym miejscem, ale jeśli porównać to z emocjami związanymi ze zwykłym przybyciem na imprezowanie do takiego, powiedzmy Krakowa, to jednak bycie  świadomym tego, co się dzieje znacznie wpływa na to, co masz w glowie jak to się dzieje. Ja jestem jak zwykle zawieszona w nieważkości świadomości i nic do mnie nie dociera, na razie nie zdaję sobie sprawy z tego, co się właśnie zaczyna…No nic, idę cyknąć fotkę ulicy z okna hostelu (bo na zewnątrz jest ślicznie!) i idę w kimę, bo jutro czeka mnie chyba pierwszy świadomy dzień, pełen wrażeń :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz