piątek, 29 października 2010

...I uważaj na siebie!

- Pierwsze szczerze wypowiedziane słowa usłyszane z ust kogoś, kogo poznałam tu na miejscu. Miło było słyszeć to po takiej imprezie...porter, jak zwykle. Zepsucie moralne i zezwierzęcenie absolutne, już tutaj to opisywałam. Miłosz był pierwszy raz, chciał zobaczyć, jak ten porter funkcjonuje. Myślę, że nie spodziewał się tego, co zastał na miejscu. Ponieważ mieszka na granicy dzielnicy tureckiej, ma do naszego niesławnego pubu 40 min.  pieszo. Ma rower, ale wiedział, że na beer tasting night będziemy pić piwo, więc go nie wziął (no bo taki grzeczny jest, dla nas to żaden problem).
Miłosz jest studentem prawa. Dla takiego laika jak ja "prawo" brzmi tak jakoś groźnie i poważnie. Jak by na to nie patrzeć, osoby na tym kierunku są zdecydowanie bardziej zrównoważone, niż reszta świata (no, może poz/a turkiem cypryjskim, ale to potem). Nie zdziwiło mnie więc jego refleksyjne podejście do tematów wszelakich. Po zapytaniu, czy nie boi się zostawiać swojej dziewczyny na cały rok (!), bo na tyle właśnie tu przyjeżdża, powiedział,  że gdyby nie był pewny swojego wyboru, to by się bał. W innym przypadku nie miałoby to sensu. Przyznał mi rację, że jego podejście jest dość idealistyczne. I tym mi chłopak zaimponował. Przecież to zawsze dziewczyny myślą w ten sposób, albo mi się tylko wydaje. Jak dla mnie, zostawiać kogoś na rok to jest absolutny hardkor, a on mówi, że jak ma się inaczej przekonać...jeśli cały czas będzie tęsknił, to znaczy, że ją kocha- no jest to jakiś test, niewątpliwie- tylko cały rok go przeprowadzać??? Dla mnie pół roku to absolutna mordęga, a co dopiero rok! No, w każdym razie, bardzo spodobał mi się szczery tok rozmowy, dałam mu kredyt zaufania. W sumie, ciekawa byłam, jak spodoba mu się w porterze. No więc, krótko mówiąc- fest mu się nie podobało. Niesamowicie się cieszę, że wreszcie udało mi się spotkać kogoś z takim samym nastawieniem do tego gównianego miejsca. Naprawdę męczy mnie, jak jesteśmy na parkiecie, jedna Ewa bawi się z Finem lub Brazylijczykiem, druga z Belgiem, a ja zostaję sama między dwoma nie widzącymi nic poza sobą parami. W dodatku jest mi gorąco, ciągle mnie ktoś szturcha, faceci taksują wzrokiem, mnóstwo dance-floor drama, jednym zdaniem. Dla mnie to jeden, wielki towarzyski chlew, ale nie o tym. Chciałam po prostu podkreślić, że czuję się w takiej sytuacji niekomfortowo. Raz, że się do dupy bawię, a dwa,  że nikt z obecnych tam osób tego nie rozumie. No to jak mi taki Miłosz recytuje wszelkie przywary portera, które zgodnie uważamy za wady tego miejsca, to od razu mi się lżej robi na duszy. No wreszcie ktoś! Miłosz obiecał, że umówimy się na weekend do jakiegoś ponoć super klubu jazzowego na starym mieście. To jest aż dziwne, że w ani jednym dotąd nie byłam. Ja tu marnuję czas na jakieś mordownie! Wyszliśmy z imprezy razem, Ewa dała nam klucze do swojego pokoju, w którym wszyscy mieliśmy swoje rzeczy...kurtki zabraliśmy, wróciliśmy, ja się poszłam pożegnać ze wszystkimi i wsio. Mam nadzieję, że złapiemy z Miłoszem jakiś fajny kontakt, bo tego mi tu bardzo brakuje. Jego dodatkowym atutem jest to, że jest zajęty, więc jego intencje są czyste.

...nie to, co intencje turka cypryjskiego...co za gość....najpierw się dowalił do Ani na miesiąc, że się w niej zakochał od pierwszego wejrzenia, zdobywał jej maila, szukał jej pokoju, przesyłał jej jakieś romantyczne wiadomości. Jak Ania wreszcie go uświadomiła, że ma narzeczonego, to się od niej odwalił. I postanowił sobie poszukać kolejnych ofiar. Napisał na fb wiadomość do trzech kolejnych polek, w tym mnie,  że nas widział na stołówce i czy w związku z tym jesteśmy może z Boudewijn (nazwa mojego aka). Postanowilam mu nie odpisywać, bo wiedziałam, że coś kombinuje. No i miałam rację. W porterze, jak tyko zobaczył grupę wchodzących polek, od razu ruszył w naszą stronę w celu połowu. On studiuje z Miłoszem w grupie, więc się znają i od razu zaczął go namawiać, żeby się za nas brali, bo przecież to polki...Kurde, tacy goście są fest. Mordę obić, to mało.

Wiem, że układ posta nieskładny, ale jestem mega zmęczona. Wypiłam dzisiaj 6 gatunków piw, bo było beer tasting night. Piw w Belgii jest mnóstwo i wieczor był organizowany pod kątem poznania tradycji wytwarzania piwa. Była prezentacja, na której jeden gość opowiadał o sposobie wytwarzania i rodzajach piwa, kktóre przyszlo nam próbować.Wypiłam 1,2l piwa podczas tego wieczoru. Wyszłam z niego chwiejnym krokiem, z resztą, jak wszyscy. No a wylądowaliśmy w porterze, oczywiście, na imprezie halloween. Eh, co mogę powiedzieć- mam nadzieję, że znajdę wreszcie towarzystwo do nieco bardziej uczłowieczonych rozrywek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz